Po krótkiej chwili, wśród wielu osób obecnych na balu, ujrzałem prawdziwy diament, jakby różę wśród chwastów. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia, zresztą z wzajemnością. Moja nieszczęśliwa miłosć do Rozaliny prysła jak kamfora. Od tej chwili liczyła się dla mnie tylko ona - jej anielska twarz, cudownie gladkie lico i czyste, szczere serce.
Jeszcze tego samego dnia, nie zważając na groźby, zakradłem się do ogrodu Kapuletów. Przyczajony pod balkonem, przysłuchiwałem się cudownego głosu Julii, który brzmiał jak najpiękniejsza w świecie muzyka. Zrozumiałem, że mimo młodego wieku, była osobą bardzo dojrzałą, gotową na prawdziwą miłość. Dla niej gotów byłem wyrzec się swojego imienia, nazwiska rodu. Te rzeczy były tamą dla potoku naszej miłości. Julia ostrzegała mnie przed swoimi krewnymi. Ja wolałbym jednak umrzeć od ich mieczy, ze świadomością, że spotkałem ją, niż żyć długie lata w niewiedzy.
I znowu los rzuca mi kłody pod nogi, tama staje się jeszcze mocniejsza. W obronie honoru swojego i Merucja zabiłem Tybalta. Książę Eskalus skazał mnie na banicję. Tej przeszkody chyba nie da się pokonać. Na szczęście, los zsyła również dobre rzeczy. Dzięki ojcu Laurentemu łączą mnie z Julią więzy małżeńskie. Ten potajemny ślub jest dla mnie piękniejszy niż najbardziej uroczyste wesele. Pustkę po gościach wypełniła nasza miłość, która jest potężniejsza od słów, mieczy i nienawiści.
autor: Przemek Pyza, kl. I gimn.